Dzieje Zaolzia              Historie Těšínska
Zachodnia część Księstwa Cieszyńskiego
Západní část Těšínského knížectví
Myślenie ma kolosalną przeszłość
Czeski błąd

I Republika Czechów i polska II Rzeczypospolita były sąsiadami. Państwa powstały po zakończeniu I wojny światowej i skończyły swój byt przy końcu międzywojennego dwudziestolecia za przyczyną Niemiec - Czechosłowacja w 1938 r., Polska rok później. Powstaje pytanie, dlaczego wcześniej Czesi i Polacy nie zawiązali sojuszu, nie zjednoczyli swoich sił, gdy można było bitnego polskiego żołnierza - nie walczyłby samotnie w 1939 r. - uzbroić w czeską broń (czeskie czołgi nie powinny znaleźć się w Panzerwaffe Hitlera) i wspólnie Czesi i Polacy mogli bronić się – wiele wskazuje, że byłaby to obrona skuteczna.

Dlaczego do tego nie doszło?

Czym była I Republika?

Czeska I Republika powstała w 1918 r. po rozpadzie cesarstwa austro-węgierskiego. Aspi­racje terytorialne Czechów sięgnęły wówczas daleko poza tzw. etniczne granice. Politycy czescy domagali się połączenia ze Słowakami, inkorporacji Rusi Podkarpackiej, dostępu do Morza Adriatyckiego korytarzem przez tereny austriackie i węgierskie, ponadto terenów przygranicznych Prus, Saksonii, Bawarii i Austrii, w tym włączenia ziemi kłodzkiej i całego Śląska Cieszyńskiego, aż po Bielsko. Program ten udało się politykom czeskim w znacznej mierze zrealizować.

Czechosłowacja zajmowała terytorium liczące 140 tys. km2 i zamieszkiwało w niej ponad 14 mln ludzi, a szczęśliwy traf uczynił ją państwem należącym do czołówki przemysłowych krajów Europy, gdyż na jej ziemiach znalazło się trzy czwarte przemysłowego potencjału mocarstwa Austro-Węgier. W 1938 r. Czechosłowacja produkowała po 2,3 mln ton stali i surówki, więcej, niż Włochy. W Czechach znalazł się nieomal cały przemysł zbrojeniowy byłych Austro-Węgier. Wielkie zakłady Śkoda zatrudniały ponad 40 tys. pracowników. Na potrzeby wojska – zwłaszcza eksportu - pracowało 13 wytwórni samolotów, 7 - broni pancernej, 6 fabryk dział, 8 - broni ręcznej i maszynowej, 6 - amu­nicji i granatów. Takiego szczęścia nie miała II Rzeczypospolita powstająca na ziemiach zacofanych, zniszczonych wojną, pozbawionych przemysłu, gdzie nie było ani jednego zakładu zbrojeniowego.

Znaczny potencjał I Republiki osłabiały czynniki destrukcyjne, które pojawiły się już u zarania czeskiej niepodległości. Ich zminimalizowanie zależało od polityki rządu w Pradze i od stanu stosunków z sąsiadami. Tak się bowiem złożyło, że ambitny program terytorialny zakreślił granice obejmujące liczne mniejszości. Czesi(1932 r.)byli w swoim państwie mniejszością(47% - 6,3 mln). Pozostałe grupy: Niemcy (27,4% - 3,8 mln), Słowacy, którzy z czasem chcieli oderwać się od Czechów (12,5% - 1,7 mln), wrodzy Czechom Węgrzy (7,9% - 1,1 mln) i Polacy - 172 tysiące (0,8% ludności) głównie na Zaolziu, stanowiący tam większość mieszkańców. Ponadto było jeszcze ponad 400 tys. Rusinów oraz Rumuni i Żydzi (łącznie 4,4% ludności). O trwałości państwa miało zadecydować na ile Słowacy zechcą wspierać Czechów. W okresie międzywojennym Czechosłowacja była małym państwem wielu narodów.
Zaraz po proklamowaniu niepodległości czescy Niemcy, powołując się na zasadę samostanowienia, ogłosili powstanie nieza­leżnych prowincji niemieckich, dążących do połączenia z Austrią. Ostre działanie czeskich wojsk stłumiło akcję Niemców, ale problem kilkumilionowej mniejszości niemieckiej pozostał. Połączenie ze Słowacją spowodowało konflikt z Węgrami, które niegdyś władały tym obszarem. Wymuszona czeska granica, sięgająca Dunaju, wyszła poza zasięg Słowacczyzny i obiektywnie wzmocniła mniejszość węgierską na terenie Czechosłowacji. Również na Rusi Podkarpackiej rząd praski nie zrealizował obiecanej szerokiej autonomii dla Rusinów. Wygrany z Polską spór o Śląsk Cieszyński oznaczał natomiast ponad 100-tysięczną ludność polską wypowiadającą się za połączeniem do Polski.

Stało się więc widoczne, że przyszłość I Republiki jest uzależniona od okiełznania irredenty niemieckiej i zgodnej współpracy ze Słowakami. Ale Słowacja ustępowała znacznie poziomem zagospodarowania Czechom. Rolnictwo słowackie miały zbiory o jedną trzecią mniejsze od rolnictwa czeskiego i nie było przemysłu. Ziemie słowackie stawały się rynkiem zbytu dla wyrobów czeskich, bowiem słaby przemysł rodzimy nie wytrzymywał konkurencji. Kryzys gospodarczy lat trzydziestych odbijał się głównie na ludności słowackiej, której jedyną perspektywą miała być czechizacja, czyli utrata narodowej odrębności. Na Słowacji rosło szybko rozczarowanie do związku z Czechami. Procent ludności zainteresowanej utrzymaniem Czechosłowacji spadał poniżej 50%. Tworzyło to zarodek katastrofy czeskiej republiki.

Sojusznicy Francji i... Rosji

Skoro położenie wewnętrzne tak się komplikowało, to tym większego znaczenia nabierała koncepcja polityki zagranicznej. W Czecho­słowacji można nawet powiedzieć, że tego znaczenia nabierały poglądy jed­nego człowieka - dr Eduarda Beneša. Był on długoletnim ministrem spraw zagranicznych, a następnie jako prezydent Republiki nadal decy­dował o kierunkach czeskiej polityki zagranicznej.

Beneš widział sojuszników swego państwa we Francji i Rosji - po przegranej „białych” Rosjan była to sowiecka Rosja. Sądził, że wspierając politycznie Rosję i zabiegając o względy Francji zdoła zapewnić byt swemu państwu. Od połowy lat trzydziestych można zauważyć u Beneša trudny do zrozumienia ogromny stopień zaufania do ZSRR jako gwaranta bezpieczeństwa Czechosłowacji i bezinteresownego opiekuna na arenie europejskiej. Czesi zawarli sojusz wojskowy z ZSRR i nawiązali bliską współpracę z Sowietami. W Polsce pamiętano słowa prezydenta Masaryka z 1920 r.: „Na Ruś Węgierską (Podkarpacką) patrzymy jako na tymczasowy depozyt Rosji, który przy pierwszej sposobności jej zwrócimy”. Dla polskich polityków nie mogło być wątpliwo­ści, w jakich warunkach może się pojawić sposobność zwrotu tego „depozytu” Rosji. Dlatego Warszawa popierała mniejszość polską, dążenia Słowaków i węgierski rewizjonizm, wymierzony w całość terytorialną Czechosłowacji. Czechy odgrodzone Słowacją nie mogłyby przecież „zwracać” Rusi Podkarpackiej Rosji.

Główne zagrożenie dla czeskiej niepodległości widział Beneš w rewiz­jonistycznych planach Węgier i Austrii, toteż starał się stworzyć powiązania, które udaremniałby wszelkie za­kusy tych państw, zwłaszcza Węgier. W latach 1920-1921 Czechosłowa­cja zbudowała system sojuszy wojskowych z Rumunią i Jugosławią (Mała Ententa) wymierzony przeciwko Węgrom. Obawy Pragi wyglądały groteskowo. Po traktacie pokojowym siły zbrojne Węgier zredukowano do 35 tys. żołnierzy, bez artylerii ciężkiej i lotnictwa. W tym czasie zmontowana przez Czechów koalicja miała łącznie (tylko stany pokojowe) 420 tys. żołnierzy dysponujących wszystkimi rodzajami broni. Nie trzeba dodawać, że równie „wielka” była armia drugiego wroga Czechosłowacji - Austrii. Zastanawiają­ce, jak bardzo Czesi ulegli sugestii, że minione zagrożenie nadal trwa , natomiast nie potrafili dostrzec rosnącego nowego zagrożenia. O koncepcji politycznej Beneša pisał Henryk Batowski: „Była to niewątpliwie bardzo błędna ocena sytuacji i stosunku sił, która miała się w przyszłości pomścić.”.
Beneš i Woroszyłow na okładce wychodzącego w Czechosłowacji pisma Svet Sovetu

Realna ocena potencjałów Austrii i Węgier musiała prowadzić do jednego wniosku - państwa te nie będą w stanie napaść na Czechosłowację, mogły to zrobić tylko wraz z silniejszym partnerem. A więc problemem polityki czeskiej były stosunki z silniejszymi sąsiadami, z Niemcami i Polską. Te państwa mogły pokusić się o agresję, zwłaszcza, że Niemcy w Austrii, a Polacy na Węgrzech znaleźliby sojuszników przeciwko Czechom.

Wyciągając konsekwencje z tego faktu należało stwierdzić, że współpraca z Polską, nawet po zwrocie Zaolzia, była korzystna, gdyż nie naruszała pozycji Czechosłowacji w Europie, gdy związki z Rzeszą oznaczały utratę rozległych terenów (Sudety) i groziło degradacją do roli słabego wasala Berlina. Z obu państw sąsiedzkich Polska była słabsza, ale też żywotnie zainteresowana w utrzymaniu terytorialnego status quo. Niemcy natomiast dążyły do rewizji granic (początkowo tylko z Polską). Dodatkowym elementem przemawiającym za współdziałaniem czesko-polskim był sojusz z Francją. Połączone siły polsko-czeskie byłyby wystarczające, by wpłynąć na postawę Paryża w żywotnych dla Pragi i Warszawy sprawach. Wsparcie Francji w konflikcie z Niemcami gwarantowało nienaruszalność granic wszystkim państwom sojuszniczym.
Tylko nie z Polską

W Pradze ignorowano współpracę z Warszawą. Co gorsza najpierw krwawy spór o Śląsk Cieszyński, w którym Czesi byli stroną atakującą, wykopał przepaść między bratnimi narodami. Nawet politycy doceniający znaczenie współ­pracy polsko-czeskiej, jak np. Ignacy Paderewski, protestowali przeciwko niesprawiedliwemu podziałowi tej ziemi, w wyniku którego „140 tys. Polaków zostało przyłączonych do 113 tys. Czechów”. W latach 1919-1920 - w okresie największego zagrożenia niepodległości Polski - Czesi nie wahali się napaść na Polskę zbrojnie, a następnie przy poparciu Zachodu wymóc na Polakach oddania terenów Śląska Cieszyńskiego na których przeważała ludność polska.

Mimo tego politycy polscy podej­mowali próby porozumienia z Czechami. Jednak Praga ciągle nie dostrzegała takiej potrze­by. Najpierw była wizyta delegacji naczelnika państwa w Pradze 17 grudnia 1918 r. Wiozła ona osobisty list Piłsudskiego do prezydenta Masaryka. Z instrukcji ówczesnego ministra spraw zagranicznych Leona Wasilewskiego wynikało, że celem wizyty było nawiązanie przyjaznych stosun­ków z Czechami. „Zarówno Polskę, jak i Czechy czeka walka z germanizmem, która prowadzona być może pomyślnie przy ścisłym współdziałaniu obu narodów” - wskazywał Wasilewski. Czesi nie podjęli rozmów twierdząc, że Polacy nie mają jeszcze swojego państwa. Beneša nie przekonały nawet argumenty marszałka Focha o zagrożeniu niemieckim. Czeski minister miał wówczas oświadczyć, że „Niemcy nie są naszym dziedzicznym wrogiem” i że mniej się obawia Anschlussu Austrii z Niemcami niż powrotu na wiedeński tron arcyksięcia Ottona Habsburga.

Po przewrocie majowym 1926 r. także były okresy, gdy Warszawa liczyła na bliższą współpracę z Pragą. W lecie 1930 r. udał się do Czechosłowacji minister Eugeniusz Kwiatkowski. Piłsudski polecił mu złożyć ofertę bliższej współpracy gospodarczej jako podstawy do zacieśniania związków politycznych. Nie znalazło to zrozumienia u Czechów. Jeden z polskich dyplomatów, Kajetan Morawski, oceniał, że polityka Beneša w stosunku do Polski ograniczała się do zabiegów, „aby rewindykacja korytarza i Śląska (niemiecka – RSz) nie zmąciła pokojowego rozwoju własnego jego kraju”. Dlatego też Polskę widziano w Pradze jako „Bałkany Północy” o niepewnej przyszłości. „Musimy bronić się – mówił polityk Ferdynand Kahanek - przed dostaniem się do sfery polskiej polityki”. Wiele złego narobił wywiad prezydenta Masaryka (sierpień 1930 r.) dla agencji London General Press. Według prezydenta Czech „polski korytarz” obok węgierskiego rewizjonizmu był jednym z głównych niebezpieczeństw dla pokoju Europy. Masaryk miał nawet powiedzieć: „Co się tyczy polskiego korytarza, to jestem zdania, iż Niemcy nigdy nie pogodzą się z obecnym stanem rzeczy, wskutek którego Prusy Wschodnie odcięte są od Rzeszy”.
Po kolejnym nieudanym epizodzie nawiązania współdziałania w 1933 r. Warszawa spisała Czechosłowację na straty. Beck z rozdrażnieniem mówił później o postawie Pragi: „[...) wydawało się, że potrafimy się z nimi dogadać, już miałem jechać do Pragi, ale Beneš się wykręcił. Brak mu odwagi, boi się z nami związać”.

Piłsudski krytycznie i trzeźwo oceniał wewnętrzną sytuację czeskiej republiki. Widział, potęgujące się tendencje odśrodkowe i słabnące więzi czesko-słowackie. W latach 1937-1938 stosunki czesko-polskie doszły do stanu, który zdawał się wykluczać porozumienie: Warszawa twierdziła, że nie może być normalizacji bez poprawy losu Polaków za Olzą, natomiast w Pradze jako warunek porozumienia stawiano zrezygnowanie „sanacji” z władzy. Jak widać czeski postulat był mało konstruktywny. Jednocześnie Beneš nie dostrzegał, że pole manewru Polski było jednak znacznie szersze, a więc to Praga powinna była zabiegać o względy Warszawy. Beneš tego robić nie zamierzał.
Z Niemcami jak najlepiej

Inaczej zachowywali się politycy czescy wobec Niemiec. Starali się o jak najwięk­szą poprawność. Beneš zresztą bezskutecznie dążył do nawiązania traktatowej formy współpracy z Berlinem. Wielokrotnie ponawiane zabiegi znalazły swój najdobitniejszy wyraz w jego wizycie w Niemczech w 1928 r. Wspominany już Batowski pisał: „Te awanse ze strony Pragi, choć nie odpłacane w równej mierze, przyjmowano w Berlinie już choćby dlatego, że to zabezpieczało Rzeszę przed ewentualnością silniejszego zwrócenia się Czechosłowacji ku Polsce, co spowodowałoby sytuację dla Niemiec nader niedogodną”. Jeszcze dalej poszedł Beneš na konferencji rozbrojenio­wej w Genewie (1932 r.), gdzie domagał się równouprawnienia w zbrojeniach dla Niemiec. To oświadczenie bardzo negatywnie - i w dosadnych słowach - ocenił Piłsudski.

Stanowisko Pragi w sprawach niemieckich musiało ulec zmianie po 1933 r. Było to jednak rezultatem polityki Hitlera, a nie Beneša. Ale nawet wówczas w Pradze łudzono się, że będzie można kontynuować dobrosąsiedzkie stosunki. Beneš usiłował - w tajemnicy przed własnym rządem - pertraktować z Hitlerem w 1936 r. Hitlerowi nie były potrzebne porozumienia, ale Sudety.

Mniejszość niemiecka w Czechosłowacji (3,8 mln) stanowiła ogromną siłę. Przy tym korzystne było - z punktu widzenia Berlina - jej terytorialne rozmieszczenie. Ponad półtora miliona Niemców było w północnych i północ­no-zachodnich Czechach, stanowiąc 80 - 90% ludności mieszkającej na tych terenach. Podobnie wysoki odsetek stanowiło 300 tys. Niemców w północnych Morawach i na Śląsku Opawskim. Rzesza z łatwością mogła szermować hasłami samostanowienia w odniesieniu do swoich ziomków w Sudetach.

Ludność niemiecka w Czechosłowacji umacniała się w poczuciu odrębności. Służyło temu rozbudowane szkolnictwo (m.in. istniał niemiecki uniwersytet w Pradze i dwie politechniki) i akcja informacyjno-propagandowa prowadzo­na przez wiele firm wydawniczych (ukazywało się około 250 gazet i czasopism w języku niemieckim). Wpływy polityczne w Republice obrazowało 71 mandatów niemieckich reprezentantów (na 281 miejsc) w czechosłowackim par­lamencie.
W październiku 1933 r. powstał Sudetendeutsche Heimatfront, którego skrót SHF tłumaczono - Sei Hitlers Freund (Bądź przyjacielem Hitlera). Wkrótce „front” przekształcił się w Partię Sudecko-Niemiecką (SdP), która szybko stała się najsilniejszą partią w kraju; z trzynastu tysięcy członków w styczniu 1934 r. SdP osiągnęła milion pięćdziesiąt tysięcy ludzi w kwietniu 1938 r. Wybory w 1935 r. przyniosły henleinowcom duży sukces, plasując ich na pierwszym miejscu wśród partii Republiki.

Nie należy przy tym zapominać, że Wielka Brytania uprawiająca politykę appeasementu uważała, iż można zaspokajać Hitlera kosztem Czechosłowacji, Paryż nie był zdolny do obrony Czechów, oglądał się na Londyn, Moskwa, mimo deklaracji o chęci udzielenia pomocy, uzależniała ją od wystąpienia zbrojnego Francji, a Węgry i Polska coraz wyraźniej popierały separatyzm swoich rodaków - obywateli ČSR .

Czterej jeźdźcy Apokalipsy

Podporządkowanie Czechosłowacji było w planach Hitlera kolejnym etapem na drodze do przygotowania agresji na Francję. Zwasalizowana Czechosłowacja miała też stano­wić środek do wymuszenia podobnej postawy Polski. Po łatwym opanowaniu Austrii Hitler, ośmielony ustępliwością mocarstw zachodnich, postanowił uczynić następny krok. Tym razem sprawa była trudniejsza. Na celowniku było państwo większe i silniejsze od Austrii, cieszące się politycznym poparciem Francji i znajdujące się w sojuszu z Rumunią, Jugosławią oraz ZSRR. Wariant oderwania Sudetów od Czech był więc, obiektywnie rzecz biorąc, mało realny - tak przynajmniej myśleli wątpiący w polityczne talenty Hitlera niemieccy generałowie. Okazało się inaczej.
Konferencja w Monachium (Chamberlain, Daladier, Hitler, Mussolini) stanowiła logiczną konsekwencję linii politycznej obranej przez Pragę. Zgodnie z zasadą, że najłatwiej płaci się interesami najwierniejszego sprzymierzeńca, Paryż poświęcił suwerenność i niepodległość państwa kierowanego przez „najwybitniejszego polityka Europy Środkowej”, jak nad Sekwaną nazywano Beneša.

Stanowisko Polski w dniach kryzysu sudeckiego wywołuje ciągle wiele sporów. Znana i odwzajemniana niechęć Becka do Beneša oraz wkroczenie wojsk polskich na Zaolzie zdają się sugerować współdziałanie z Niemcami. Istnieje jednak sporo przesłanek wskazujących, że Polska działała wówczas samodzielnie. W momencie gdy zarysowała się groźba konfliktu czesko-niemieckiego, na zapytanie wystosowane przez prezydenta Mościckiego do prezydenta Beneša, czy Czechosłowacja będzie się bronić, z dodatkiem, że gdyby tak było, Polska zaangażuje się po jej stronie, Beneš odpowiedział, że Czechosłowacja nie chwyci za broń, chyba, że zrobi to Francja, podkreślając jednak, że sama inicjatywy wojskowej nie podejmie. W Warszawie oceniono tę odpowiedź jako uzgodnioną ze Związkiem Sowieckim.
Kapitulacja Zachodu przed Hitlerem i błyskawiczny upadek Czechosłowacji zaskoczyły Becka, który nie chciał zbyt wcześnie angażować kraju w konflikt. „Beckowi szło nie tylko o neutralność, czy też zbrojną neutralność w klasycznym tej instytucji znaczeniu - pisze Stefania Stanisławska („Polska a Monachium”)- ale o pozostawienie sobie możliwie długo wolnej ręki w razie konfliktu i możliwie najlepszej sytuacji przetargowej, póki do konfliktu nie doszło, zachowując sobie możliwość przyłączenia się do jednej z antagonis­tycznych stron”. Stwierdzenie to wydaje się prawdziwe, jeśli doda się, że mimo wszystko Beck wiedział, po której „antagonistycznej stronie” powinna opowiedzieć się Polska. Sprawa dotyczyła więc terminu, a nie wyboru stron konfliktu.

Kierunek polityki polskiej formułował Beck następująco: „W Europie kształtować się poczynają przeciwstawne sobie osie: Rzym -Berlin i Pa­ryż-Londyn. Jedną z zasad naszej polityki jest nie wiązać się z żadnym z bloków”. Minister sądził, że sprawa sudecka nie jest zagadnieniem zwrot­nym w stosunkach między mocarstwami bowiem Czecho­słowacja nie podejmie obrony, a Anglia i Francja będą starały się wymuszać na Czechach ustępstwa. Również ZSRR - według ministra - ograniczy się do dyplomatycznych protestów. W tej sytuacji Polska jedyne co może zrobić to rewindykować Zaolzie. Całą akcję należy jednak tak przeprowadzać - zalecał Beck - tak, aby Polska „nawet w sposób pośredni” nie znalazła się w roli sojusznika Hitlera. Gdyby przewidywania te nie potwierdziły się i gdyby jednak doszło do powszechnego konfliktu w obronie Czechosłowacji - konkludował Beck - wówczas linia polityczna Polski powinna ulec zmianie w ciągu 24 godzin.

Stanowisko Becka znajdowało potwierdzenie w raporcie radcy poselstwa czechosłowackiego w Warszawie Jana Prochazki (2 IX 1938). Dyplomata pisał, że polski minister w rozmowie z posłem litewskim Kazysem Śkripą powiedział: „Polska nie podejmie niczego, co utrudniłoby naszą [ĆSR - R.Sz.] sytuację, chociaż ma interesy w Cieszyńskiem”.

Gotowość zmiany stanowiska potwierdza treść noty Becka wręczonej ministrowi spraw zagranicznych Francji Bonnetowi (24.05.1938) przez am­basadora Łukasiewicza. W nocie polski minister przypomniał, że w przeciwieństwie do Francji Polska nie ma żadnych zobowiązań traktatowych wobec Czechosłowacji, która zresztą takich zobowiązań ze strony polskiej nie chciała. Dawał w ten sposób do zrozumienia, że inicjatywę w sprawach czeskich powinien przeja­wiać Paryż, a nie Warszawa. Dodał też, że rząd polski może mieć pretensje do polityki czeskiej na Zaolziu, a mimo to: „w razie powstania konfliktu o szer­szym charakterze wynikałaby stąd sytuacja nowa, co do której rząd polski musi sobie zarezerwować możność zbadania decyzji”. Jaka będzie decyzja Polski, gdyby Francja wystąpiła w obronie Czechów, mówił następny fragment noty: „Będąc zmuszonym poczynić powyższe zastrzeżenie, potwierdzam jedno­cześnie, jak 7 marca 1936 r., gotowość polską wypełnienia zobowiązań sojusz­niczych w ramach istniejących umów oraz gotowość przyjaznej dyskusji na temat wszystkich nowych zjawisk, opartej na wzajemnym zrozumieniu interesów Polski i Francji”. W 1936 r. kiedy Hitler zajmował zdemilitaryzowaną Nadrenię Polska deklarowała Francji wykonanie zobowiązań sojuszniczych w razie podjęcia zbrojnej kontrakcji dla powstrzymania Hitlera. Wreszcie Beck oświadczał, że odprężenie między Warszawą a Pragą byłoby możliwe po przyznaniu mniejszości polskiej w Cze­chosłowacji praw, jakimi „dysponuje mniejszość najbardziej uprzywilejowana”.

Polski dylemat

W nocie Becka nie było słowa o zamiarze odzyskania Zaolzia, czy wspierania znanych już żądań Berlina. Przypomnienie stanowiska Polski z 1936 r. i sugestie, że „szerszy konflikt” wpłynąłby na zmianę stanowiska Polski, dawały dużo do myślenia. Ciekawie skon­struowany był postulat praw dla mniejszości polskiej. Wynikało z niego, że każde zaostrzenie na odcinku niemieckim, czytaj: uszczuplenie praw mniejszo­ści najbardziej uprzywilejowanej (Niemców), oznaczało minimalizowanie pol­skiego żądania. I odwrotnie, ustępstwa na rzecz Niemców miały powodować wzrost żądań Polski. Beck starał się w ten sposób wymusić na Pradze wolę oporu w stosunku do Berlina.
Tak umiarkowany postulat polskiego ministra musiał wynikać między innymi z informacji, którymi dysponowały władze polskie po wizycie wysłan­nika prezydenta Beneša w Polsce Wacława Fiali. Według Beneša Zaolzia chciał tylko Beck, wobec tego wystarczyło porozumieć się z opozycją, izolować i usunąć Becka, aby Polacy poparli Czechółw. Zgodnie z tymi dyspozycjami Fiala rozmawiał wyłącznie z opozycją. Zaczął od narodowych demokratów. Rozmówcami wysłannika Beneša byli Roman Rybarski, Zygmunt Berezowski, Kazimierz Olechowicz i Stanisław Stroński. W interesującej Pragę sprawie (Cieszyn) Fiala usłyszał z ust Olechowicza: „Opinia polska uznałaby obronę Czechosłowacji [przez Polskę - R.Sz.] przed zwrotem Zaolzia za zdradę wobec mniejszości polskiej na Śląsku”. Przedstawiciele ludowców - wśród nich Maciej Rataj - oświadczyli, że przychylne nastawienie Polski do Czech będzie niemożliwe, dopóki Praga nie obieca zwrotu Śląska Cieszyńskiego. Przywódca PPS Mieczysław Niedziałkowski zastrzegł, że bez zwrotu Zaolzia Czesi nie powinni myśleć o współpracy z Polakami. W podobny sposób wypowiadali się politycy chadeccy. Rezultat misji Fiali przedstawiony w jego piśmie do Beneša wy­glądał następująco: „Wszyscy, wszyscy bez różnicy politycy polscy, z którymi spotkałem się, mówili mi o tym, że musimy we własnym interesie pójść na ustępstwa w stosunku do mniejszości polskiej w okręgu cieszyńskim i spełnić jej żądania”. A więc problem Zaolzia nie mógł być sposobem na usunięcie Becka. Czy on sam, wiedząc o tym, chciał pokazać Pradze, iż jego warunki były lepsze od tego, czego żądałaby polska opozycja? Bo jego formuła była niewątpliwie do przyjęcia tak w Paryżu, jak i w Pradze. Charakterystyczne, że Bonnet, pisząc pamiętniki, nie wspomniał o propozycji Becka gotowości wypełnienia przez Polskę zobowiązań sojuszniczych w razie obrony Czechosłowacji przez Francję.
Dwa dni przed złożeniem noty przez ambasadora Łukasiewicza Bonnetowi pozbawiono złudzeń Czechów - zachodni sojusznicy wymuszali na Pradze ustępstwa, a to paraliżowało możliwości działania Czechosłowacji. Praga, przyjmując formułę Becka, pogorszyłaby swoje położenie, gdyż do ustępstw na rzecz Niemców musiałaby dodać „takie same prawa” dla ludności polskiej. Przy stanowisku Paryża i Londynu żądanie polskie prowadziło więc, po ustąpie­niu Sudetów Niemcom, konsekwentnie do zwrotu Zaolzia.

21 września o godzinie 17.00 rząd w Pradze przyjął plan anglo-francuski w sprawie cesji Sudetów na rzecz Berlina. Sytuacja stawała się jasna - obrony Czechosłowacji nie będzie. Dwie godziny później czeski minister Kamil Krofta otrzymał notę polskiego rządu, w której Warszawa domagała się załatwienia żądań polskich w taki sposób, jak uczyniono to z żądaniami niemieckimi. Po kilku dniach oddziały polskie, dowodzone przez generała, Władysława Bortnowskiego, przekroczyły most na Olzie. Terytorium państwa polskiego powiększyło się o 1871 km2. Rejon ten miał bardzo wysoką wartość gospodarczą ze względu na swoje zasoby węgla i hutnictwo. Po przyłączeniu Zaolzia produkcja stali w Polsce wzrosła o 38%, surówki o 67%, wyrobów walcowanych o 47%, koksu 0 55% - było to poważne wzmocnienie potencjału Rzeczypospolitej.

W listopadzie 1938 r. prasę obiegła wiadomość, że jeden z ministrów Republiki Czeskiej złożył w praskim senacie wniosek o pociągnięcie do odpowiedzial­ności karnej Beneša „za przeciwdziałanie zbliżeniu z Polską w okresie, gdy Warszawa była skłonna do nawiązania współpracy”.

Obawy Niemiec

Zachowania Polski w okresie kryzysu sudeckiego nie byli pewni ci, z którymi Beck rzekomo współdziałał. Ambasador Moltke pisał w swym raporcie (lipiec 1938 r.) o celach polityki polskiej. „Nie ulega wątpliwości, że Polacy wykorzystają wszelką możliwość, a zwłaszcza wszelką słabość Niemiec, aby otrzymać nowe gwarancje i zapewnienie w wyżej podanych sferach interesów [Litwa, Zaolzie - R.Sz.]. Jednakże nawet otrzymawszy takie korzyści, Polska zawsze będzie postępowała tak, jak jej dyktować będą własne interesy. Byłoby nawet błędem liczyć na świadczenie wzajemne w wypadku ciężkiej dla nas sytuacji”.
Postawa Warszawy wywołała niezadowo­lenie i obawy w Berlinie. W rozkazach wydanych przez Oberkommando des Heeres (OKH) w lipcu 1938 r. stwierdzano, że w wypadku ataku polskiego na Niemcy należy trzymać obronne umocnienia na granicy polskiej aż do czasu pokona­nia Czechów i później uderzyć całością sił na Polskę. I pomyśleć, że jeszcze na początku maja 1938 r. w tym samym OKH zakładano polską pomoc wojskową na wypadek wojny z Czechosłowacją - oczywiście pomoc dla Niemców.

W Polsce poważnie liczono się, że pozostawienie Zaolzia może dać Hitlerowi sposobność do gry o włączenie Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy. W kontekście powyższego warto wspomnieć o słynnym liście Beneša do polskiego prezydenta deklarującym wolę współpracy. W dniu 22 września, a więc na tydzień przed „Monachium” Beneš przedkładał Polsce ofertę „wyrównania problemu polskiej ludności w Czechosłowacji (...) na płaszczyźnie zasady rektyfikacji granic.” Mościcki w odpowiedzi (27.09.1938) podnosił, że kwestia Zaolzia utrudnia „polepszenie atmosfery między naszymi krajami.” Następnie czeski minister spraw zagranicznych Krofta w liście do polskiego ambasadora Papée 30.9.1938 (w dzień po „Monachium”) zaoferował, aby przejęcie przez Polskę Śląska Cieszyńskiego nastąpiło „najwcześniej 31 października, a najpóźniej 1 grudnia” (1938 r.). Tak więc strona czeska, na cały tydzień przed Monachium, jako pierwsza i z własnej inicjatywy zaproponowała Polsce przejęcie Zaolzia, oferując jednak terminy, w których Niemcy miałyby dosyć czasu, aby wejść na Zaolzie. A wówczas Hitler mógłby Beckowi zaoferować transakcję: oddam wam Zaolzie za Gdańsk!

Polskie władze podejrzewały, że Hitler może w tym uzyskać poparcie Anglii i Francji i na następnej konferencji „monachijskiej czwórki” Polska zostanie pozbawiona dostępu do morza. To dlatego natychmiast po konferencji w Monachium, na Zamku Królewskim w Warszawie odbyła się narada najwyższych władz państwa, z prezydentem Ignacym Mościckim, na której uznano, że Polska nie może być bierna i godzić się na dyktaty. Wtedy też, postanowiono wystosować ultimatum do rządu Czechosłowacji z żądaniem przekazania Polsce Zaolzia.

*****

W 1938 r. zemścił się srodze brak realizmu w stosunkach polsko-czeskich, głównie brak zrozumienia wspólnego interesu po stronie czeskiej! Politycy czescy nie chcieli sojuszu z Polakami. Rzeczywistość w 1938 r. była jednoznaczna - Czesi, a zwłaszcza ich polityczni przywódcy, nie zamierzali walczyć z Niemcami. Czy mimo to Polska miała samotnie, bez Francji, wystąpić zbrojnie przeciwko Niemcom w obronie Czechosłowacji, do tego wbrew woli jej władz? A może powinna była zapomnieć o Polakach za Olzą, zostawić Niemcom ważny dla bezpieczeństwa Polski węzeł kolejowy Bogumin oraz huty i kopalnie Zaolzia? To są przecież pytania retoryczne.

Nie tak dawno oglądaliśmy zamieszanie w relacjach czesko-rosyjskich wywołane wysadzeniem czeskich magazynów z bronią przez agentów rosyjskich, teraz mamy incydent w stosunkach polsko-czeskich, próbę zamknięcia kopalni w Turowie przy pomocy TSUE. Czy nasi południowi sąsiedzi wyciągają wnioski z historii?

Opublikowane na stronie
®